Ostatnio wybrałam się na trzy dni do Bratysławy. Oczywiście po przyjeździe pora na relację z tej wycieczki, a raczej mały poradnik, gdzie zjeść coś dobrego w tym mieście. Jego pierwsza część dotyczy deserów i śniadań. Trochę tego będzie, bo pogoda szczególnie nie sprzyjała długim spacerom, za to pozwoliła bardziej poznać kulinarną stronę Bratysławy.
Odwiedziłam dwie cukiernie: Kaffee Mayer (Hlavné námestie 4, czyli główny plac starówki) oraz Luculus (Hviezdoslavovo námestie 171/17). Zdjęcia powyżej pochodzą z tej pierwszej. Jadłam tam tort marcepanowy, który powinien nazywać się raczej czekoladowy, bo masy marcepanowej miał bardzo mało. Jednak muszę przyznać, że i tak przypadł mi do gustu, bo smak kremu był wyrazisty, lekko podkreślony alkoholem. Od swoich towarzyszy spróbowałam również trochę tortu Mayer (widocznego na pierwszym zdjęciu) z kremem jabłkowym oraz "bomby" truskawkowej. Oba ciasta całkiem smaczne, więc mogę polecić tę kawiarnię.
Cukiernia Luculus również okazała się dobra. Po wejściu od razu zwróciłam uwagę na uroczą małą kostkę ponczową w różowym lukrze i oczywiście ją zamówiłam. Okazała się niezła, chociaż cukrowa polewa była za gruba i trochę przesłodziła całość. Pozostałe spróbowane przez nas wypieki to tort kasztanowy, coś w rodzaju ptysia z karmelowym kremem śmietanowym oraz widoczne powyżej tradycyjne bratysławskie rożki (czy też rogaliki) z nadzieniem w wersji makowej i orzechowej. Dużo smaczniejsze są te drugie.
Przed wycieczką czytałam o miejscach, w których warto zjeść - szczególnie polecana była lodziarnia Koun (Panská 245/13). Jako że bardzo lubię lody, nie mogłam sobie odmówić jej odwiedzenia ;) I to była dobra decyzja. Z kilku dostępnych smaków spróbowaliśmy pistacjowych, fiołkowych, rumowych i lawendowych. Wszystkie były udane, a szczególnie te pierwsze, chociaż może nie jestem obiektywna, bo uwielbiam pistacje.
W Bratysławie oczywiście można również wybrać się gdzieś na śniadanie. Np. do kawiarni Mondieu (Laurinská 7, Panská 27). Ja jadłam tam kaszę jaglaną z musem morelowym, za sprawą którego całość była trochę za kwaśna. Inne dania śniadaniowe: naleśnik z pesto i mozzarellą oraz ciepła kanapka z serem Brie, szynką i żurawiną były lepsze, choć na wszystkie trzeba było trochę za długo czekać.
W drodze powrotnej z Bratysławy polecam zatrzymać się w Trenczynie. Ładna starówka i górujący nad nią zamek powinny was przekonać. Ponadto w hotelu Elizabeth można zobaczyć pochodzący ze 179 r. napis wykuty w skale przez rzymskich legionistów. W Trenczynie odwiedziliśmy Café Sládkovič (Mierové námestie 33) - przyjemną kawiarnię, w której można zjeść smaczne ciasta raw, m.in. bananowe, dyniowe i jagodowe.
Pyszny wyjazd!
OdpowiedzUsuńO matko ledwo przelykam ślinę :)
OdpowiedzUsuńWyjazd do innego kraju to obowiązek spróbowania tamtejszego jedzenia - nie wyobrażam sobie, aby ktoś żył tam wyłącznie na swoim prowiancie. Takie wpisy na pewno przydadzą się tym, którzy nie chcą trafiać na ślepo z dobrą gastronomią.
OdpowiedzUsuń