O gdańskiej restauracji A la française wspominałam już w mojej kulinarnej relacji z Trójmiasta, doszłam jednak do wniosku, że warto poświęcić jej osobny post. Jest połączona z francuskimi delikatesami: na półkach znajdziemy m.in. konfitury, pasztety, słodycze oraz wina. To ciekawy pomysł, szkoda tylko, że te produkty są dość drogie. Sama restauracja z kolei taka nie jest, ceny są naprawdę przyzwoite. W menu znajdziemy śniadania, kanapki z bagietki, sałatki, zupy, naleśniki gryczane, naleśniki na słodko, specjały (w tym croque madame) oraz desery. Wybór jest spory, choć brakuje konkretniejszych dań mięsnych czy ryb.
Na początek wybrałam sałatkę z kaczymi żołądkami, suszonymi śliwkami, jabłkami i orzechami włoskimi, widoczną na powyższym zdjęciu. Okazała się bardzo udana - składniki świetnie do siebie pasowały, może poza pomidorami, które według mnie nie powinny się znaleźć w tej sałatce. Moi towarzysze zamówili z kolei zupę cebulową (smaczną) i zupę dnia, czyli krem z pieczarek (trochę mniej smaczny i w dodatku wyglądający tak nieapetycznie, że nawet nie zrobiłam mu zdjęcia;D). Jeśli chodzi o danie główne, ja zdecydowałam się na galette z pieczoną kaszanką i chutneyem jabłkowym. To zestawienie wydawało mi się ciekawe i rzeczywiście całkiem nieźle smakowało. Jedynym minusem był bardzo kwaśny dressing do sałaty, która towarzyszyła daniu. Spróbowałam też widocznej poniżej zapiekanej kanapki z szynką, beszamelem, serem i jajkiem sadzonym, czyli croque madame. To tradycyjne proste i smaczne danie i takie było też i tym razem. Kolejne zdjęcie przedstawia kawałek tarty szefa kuchni - zupełnie innej niż zamówiona. Okazała się być z warzywami i na szczęście również całkiem smaczna, choć bez rewelacji. To nie jedyna pomyłka w zamówieniu, mimo że w restauracji nie było wielu gości. Wybrałam zwykłą zieloną herbatę, a dostałam taką z jaśminem, którą też lubię, ale liczy się sam fakt.
Oczywiście nie mogło zabraknąć miejsca na desery;) Poniżej widać krem czekoladowy posypany pokruszonym ciasteczkiem gavotte - naprawdę smaczny. Dalej cytrynowy crème brûlée, który niestety rozczarował swoją konsystencją, bo podszedł wodą. Na ostatnim zdjęciu wybrane przeze mnie makaroniki: malinowy, pistacjowy i waniliowy. Rozmiarem przypominały pięciozłotówki i dobrze, bo nie wiem, czy miałabym ochotę zjeść je całe, gdyby były większe - smak maliny, pistacji i wanilii był ledwo wyczuwalny, a całość była zdecydowanie przesłodzona. Dużo lepsze miałam okazję jeść później w cukierni Dekera. Na szczęście o restauracji A la française lepiej świadczyły inne dania i śmiało mogę ją polecić.
Jedzenie: 4/5
Cena/jakość: 4
Obsługa: 3
Wystrój: 2,5
A la française
ul. Spichrzowa 24/1, Gdańsk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze!