niedziela, 23 września 2012

Restauracja Street Art Deluxe


W lipcu w miejscu restauracji Cammino w łódzkiej Manufakturze została otwarta kolejna. Ale nie jest to następny nudny włosko-polski przybytek, tylko pierwsze w mieście miejsce z eksperymentalną (choć bez przesady;D) i niecodzienną kuchnią. Nie za bardzo rozumiem, skąd pomysł na tak pretensjonalną nazwę, ale nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim nawiązujący do street artu wystrój rzeczywiście może się podobać, a jedzenie - smakować. Ze stolika można obserwować pracę kucharzy w otwartej kuchni, co jest bardzo dobrym pomysłem, po którym widać, że pomyślano o gościach. Podobnie obsługa: nie można jej wiele zarzucić (choć nam trafił się chyba jakiś niezbyt doświadczony kelner). Wszystkie wymienione elementy nie kłócą się, stoją na podobnie wysokim poziomie, współwłaściciel lokalu, Dariusz Kuźniak, jeden z najlepszych w Łodzi szefów kuchni może być zadowolony z efektu swojej pracy.
Na początek każdy otrzymuje starter, który codziennie jest inny, tym razem był to tatar z tuńczyka, który bardzo mi smakował. Poniżej widać przystawkę - skrzydełka faszerowane krewetkami z warzywami z sosem bazyliowym, z nazwy chrupiące, ale niestety w rzeczywistości nie. Ja zamówiłam sałatkę z marynowaną wołowiną i waniliową śliwką. Mięso miało interesujący, delikatny smak, a śliwki były słodkie i lekko waniliowe, co świetnie pasowało do całości. Próbowałam również rosołu z grzybami i zapiekaną gęsiną (czyli w pierożkach z ciasta filo), ale on nie prezentował się zbyt ładnie na zdjęciu, dlatego go tu nie ma. Wszystko to smakowało dobrze, ale było dopiero obiecującą zapowiedzią wyjątkowo udanych dań głównych.


Na zdjęciu poniżej widać zamówionego przeze mnie tuńczyka z sosem serowo-truflowym i chili. Był idealnie wysmażony i świetnie uzupełniony ostrymi papryczkami i podanym w malutkim pojemniczku sosem, chociaż już niekoniecznie dziwnym w smaku placuszkiem. Spróbowałam również kaczki na karmelizowanych jabłkach z blinami i sosem malinowym oraz naleśnika z grzybami i kapustą. Co tydzień w karcie można znaleźć dodatkowe pozycje (m.in. to ostatnie danie) z kuchni wybranego kraju, tym razem była to Polska. Takie rozwiązanie daje możliwość urozmaicania krótkiego menu, które zresztą i tak ma być co jakiś czas zmieniane. Na zdjęciu drugim poniżej w lewym górnym rogu można zobaczyć chusteczki nawilżające, które (w początkowym stadium) kelnerzy z satysfakcją podlewają wodą, powodując ich natychmiastowy rozrost do widocznej postaci;D


Chociaż dania główne spokojnie mogą zaspokoić nawet spory głód (na szczęście nie mamy tu do czynienia z miniaturowymi porcjami, jak by można się spodziewać), w takiej restauracji nie można obyć się bez deseru. Zamówiłam Czekoladowy świat - kompozycję różnych form czekolady, przygotowaną przez ich cukiernika m.in. za pomocą ciekłego azotu. Na kolejnym zdjęciu widać lody w oliwie z pestek dyni posypane cukrem fiołkowym, a poniżej deser z karty polskiej: sernik pieczony w niskiej temperaturze z sosem mandarynkowym. Wszystko smakowało świetnie, trudno zdecydować się, co było najlepsze. Może lody waniliowe zestawione z zielonym sosem z oliwy, które smakowały bardzo interesująco? Chyba zastanowię się nad tym podczas kolejnej wizyty;) Serdecznie polecam to miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze!